Naukowy exodus

(kopia z martwej już strony www.obywatelenauki.pl)

Czas powiedzieć to głośno: jeszcze chwila dalszych zaniedbań i pozostaniemy bez naukowców.

Bogate kraje Zachodu, w których wymyślono konkurencyjny model kariery z krótkimi kontraktami i niskimi płacami (oraz sporą dawką niepewności bytu po zakończeniu umowy) dysponowały w zasadzie nieograniczonymi rzeszami naukowców z mniej uprzywilejowanych regionów świata gotowymi wskoczyć na wolne miejsca. Obecnie, wiodące ośrodki (szczególnie w USA) będące kołem zamachowym naukowego postępu, rzadko zatrudniają krajowców, ponieważ osoby te znajdują lepsze zatrudnienie poza nauką dzięki większej siatce kontaktów społecznych i dłuższemu doświadczeniu na lokalnym rynku pracy niż obcokrajowcy. Tylko szaleńcy i pasjonaci (z odpowiednim kapitałem w postaci np. spadku po babci lub zamożnym współmałżonkiem) mogą pozwolić sobie na pracę naukową niejako z kaprysu. Naukowcami zostają głównie przyjezdni gotowi pracować więcej za mniej.

Polska jako kraj o rozdmuchanym ego próbuje realizować model mocarstwowy bez napływu migrantów. Model kariery w Polsce polega na oferowaniu pracownikom nauki wynagrodzeń pensji ustawowej minimalnej ( jak np. dzieje się w Polskiej Akademii Nauk), na umowach czasowych – dotyczy to zarówno osób zatrudnionych w grantach jak i na “uczelnianych” stanowiskach naukowo-dydaktycznych, wymagających konkursu każdorazowo przy awansie. Młodzi badacze mają się cieszyć z dwuletniego kontraktu i żyć w cyklach dwuletnich aż do niepewnej głodowej emerytury. Co ciekawe pokutuje mit bezpiecznego zatrudnienia w nauce, które występuje głównie w postaci trwałych etatów pracowników samodzielnych po pięćdziesiątce. Dobrze, że istnieje grupa naukowców, którzy nie martwią się czy jutro będą mieli pracę, choć uważamy, że w trosce o jakość nauki każdy pracownik powinien podlegać okresowej ocenie niezależnie od stanowiska. Szkoda, że o większości zmian decydują właśnie ci, którzy nie muszą ścigać się o umowę i na których nie ciąży presja publikowania na czas. Kiedy wprowadzano “zachodnie” rozwiązania panowało w Polsce spore bezrobocie, a pracodawcy często wykorzystywali słabość negocjacyjną pracowników. Od tego czasu na rynku pracy w Polsce sporo się zmieniło – część międzynarodowych koncernów pootwierała u nas swoje działy BiR, powstało też trochę Polskich firm z ambicjami badawczymi. Przedsiębiorstwa często oferują specjalistom (a są nimi zwykle ludzie po doktoracie) umowę na czas nieokreślony już po 3 miesiącach pracy i wynagrodzenia w wysokości takiej, która pozwala na myślenie o kredycie hipotecznym i opłaceniu przedszkola.

Model kariery idzie w parze z niedopracowanym systemem grantowym finansowania badań przy braku stosownego wsparcia administracyjnego. System grantowy wymaga wzbogacenia m.in. o granty długoterminowe na utrzymanie infrastruktury badawczej i specjalistów ją obsługujących (np. wysoko wykwalifikowanych techników). Brak wsparcia administracyjnego i technicznego nie pozwala na wykorzystanie potencjału pracowników naukowych i może być dodatkową inspiracją do szukania zatrudnienia w działach badawczych, które pozwalają się dalej rozwijać i często oferują świetne zaplecze techniczne.

Nie tylko w Polsce model kariery nie przewiduje miejsca dla “perma-doców” – ekspertów, którzy nie chcą lub nie mają predyspozycji do kierowania zespołem. Udział takich wysoko wykwalifikowanych specjalistów jest bezcenny dla długofalowego prowadzenia badań naukowych będąc podporą dla kierownika zespołu/profesora. Obecnie wiele typów grantów pozwala na tworzenie stanowisk wyłącznie dla młodych naukowców tak jakby ludzie po 35 roku życia wyparowywali albo gwałtownie tracili zdolności intelektualne.

Niezadowolenie i frustrację budzi rozdźwięk między wynagrodzeniami garstki wybrańców, którym udało się być najlepszymi z najlepszych oraz lwiej większości pozostałych, wśród których zapewne są równie dobrzy badacze, ale z dochodami 10 razy mniejszymi. Taka właśnie jest różnica między pensją adiunkta w PAN a maksymalnym wynagrodzeniem w grancie FNP dla młodych szefów grup. A pomiędzy skrajnościami zieje pustka. To świetnie, że istnieje możliwość bardzo dobrych zarobków w nauce dla naprawdę wybitnych i bez wątpienia należy ich dobrze wynagradzać. Ale dzisiaj najwyższej klasy badania prowadzą raczej wieloosobowe zespoły, więc potrzeba również badaczy zwyczajnie solidnych i kompetentnych, aby ci wybitni mieli z kim rozmawiać, kogo zatrudniać i z kim pracować. Tymczasem zaraz zostaną sami w pustych korytarzach pełnych błyszczącego sprzętu. Dlatego też potrzeba stanowisk z dobrym stabilnym wynagrodzeniem i rzetelną oceną okresowa dla pracowników średniego szczebla.

Trudności w łączeniu życia zawodowego i prywatnego są przedmiotem niekończących się rozmów na korytarzach uczelni i instytutów na całym świecie. W prasie i na forach internetowych wklepano oceany pikseli na opisywanie niedoli postdoca. Z badań dotyczących dzietności naukowców i wynika, że chcieliby mieć więcej dzieci niż mają oraz że kobiety często wypadają z nauki jeśli mają dzieci. Czas wymyślić coś lepszego, w przeciwnym wypadku obudzimy się z koniecznością budowania świata akademickiego od zera. Obecnie obserwujemy odpływ pracowników po doktoracie a przed profesurą, czyli tych których objęły zmiany modelu kariery. Nie tylko osoby z pogranicza IT dostają oferty pracy zgodne ze swoimi kwalifikacjami i zainteresowaniami z warunkami finansowymi lepszymi niż niewysokie pensje akademików. Zanikanie całego pokolenia ze struktury akademickiej zaowocuje w przyszłości nieodwracalnymi szkodami dla ciągłości uczelni i instytutów badawczych. W dłuższej perspektywie zaszkodzi również z wolna rozwijającemu się w Polsce rynkowi badań i rozwoju, ponieważ odbije się negatywnie na kształceniu kadr dla działów badawczych, które obecnie drenują uczelnie i instytuty.

Anna Muszewska i Piotr Bentkowski


Bibliografia:

The human cost of the pressures of postdoctoral research

Academia is now incompatible with family life, thanks to casual contracts

Krótkoterminowe kontrakty dla naukowców zabijają „Universitas” (TOK FM)

Scientists Want More Children